Jestem jak dom

Myślę sobie, że każdy z nas jest jak dom. A gdy zaprasza się innych do swojego domu, to dane jest im zwiedzić tyle, ile pozwala relacja.

Początkowo zobaczą salon, ewentualnie łazienkę. Później pozwalamy im wejść do pokojów; do kuchni. Ci bliżsi weszli może nawet do sypialni.
Ważny odwiedził piwnice mojego domu, jadł z mojej spiżarni, spał w mojej pościeli i kąpał się w mojej wannie. Rozgościł się, a ja przyjęłam go z przyjemnością.

Są jednak zakamarki domu, których nie da się pokazać mimo, że bardzo się chce. Nie ze wstydu i nie ze strachu; tylko tak jakby chroniło je pole siłowe, czterech supermanów i szyfr.

Są takie cząstki duszy, których nie da się wypowiedzieć, bo kiedy dostają głos, stają się poszarpane i w konsekwencji zupełnie niezrozumiane. Często do nich wchodzę i wiem, że jestem tam sama – bywa, że to przynosi ulgę, ale bywa też, że męczy jak nieprzespany tydzień, jak zbyt krótka noc, jak zbyt długi dzień; bo samotność jest wtedy bardzo… samotna.

Myślę, że chciałabym. I myślę też, że mimo wszystko, nie potrafię.

Komentarze

komentarzy